2014/06/16

Balony mnie nie lubią... czyli filmik dla MInisterstwa Edukacji

Na sam początek chciałabym podziękować Wam za wszystkie pozytywne komentarze do mojego poprzedniego posta. Byłam niezmiernie wzruszona i było to bodźcem do kontynuowania pisemnych opisów mojego zwariowanego życia.
Zwariowane ono naprawdę jest. Nowe możliwości i okazje zjawiają się co rusz, a ja będąc bardzo chciwą i leniwą osóbką, próbuję jak najwięcej robić tak, żebym mogła mieć jak najmniej lekcji w domu :P.
Ale, ale, szczerze mówiąc, ja lubię robić lekcje w domu...



Oto co chciałam napisać dzisiaj:

Na wiosnę robiłam filmik dla tajwańskiego Ministerstwa Edukacji przez agencję, która prowadzi stronę dla osób poszukujących pracy (taki internetowy job bank, czy też internetowe biuro pośrednictwa pracy, jak mi mama podpowiedziała). W końcu filmik im się nie spodobał, więc 3 tygodnie mojej charówki i obiecane NT$90,000 (9,000zł) przepadło.


Dziękuję wszystkim za wizytę! Do następnego razu!


Hehehe. No dobrze, już dobrze, kilka słów rozwinięcia:


W czasie Chińskiego Nowego Roku, Biuro d/s Imigracji poprosiło mnie o pojawienie się na konferencji prasowej dotyczącej nowych prac dla imigrantów. Sponsorem i współorganizatorem tej konferencji była agencja.... nazwijmy ją – Balony.
Balony operują głównie przez strony internetowe, które są używane przez lud Tajwański do szukania pracy.
Ministerstwo Edukacji dało Balonom ogromiastą sumę pieniędzy by stworzyć nową stronę internetową - stronę dla młodzieży, zachęcającą ją do pracy w czasie wakacji.
Część z tych pieniędzy przeznaczona była na konferencję prasową o tej stronie. A z tego jeszcze część miała być użyta na filmik/reklamę, która będzie pokazywana w czasie konferencji.

Po Chińskim Nowym Roku, ktoś z Balonów przeglądnął moje filmiki na YouTubie [link] i zdecydował, że jestem zupełnie zdolna do napisania, filmowania i edytowania filmiku profesjonalnej i telewizyjnej jakości.
Po skontaktowaniu się z moim ojcem, spotkaliśmy się i porozmawialiśmy o kontraktach i o ogólnym pomyśle filmiku. Po wielu, wielu konwersacjach e-mailowych i telefonicznych, zdecydowaliśmy na wspòłpracę i kontrakt został podpisany.


Natychmiastowo zaczęłam pracować nad scenariuszem. Był on wielokrotnie poprawiany i poprawiany aż ja z tatą nie wytrzymaliśmy i wyruszyłam kupić mikrofon i światlło by zacząć filmować.
Poprawiany był dlatego, bo to nie Balony decydują o ostatecznej wersji, tylko Ministerstwo Edukacji.

Ani Balony ani Ministerstwo nie mają pojęcia o filmowaniu, nie potrafią też przekazać swoich wymagań w zrozumiały sposób. Często wyrażając swoją opinię wykazują, że coś jest źle, ale gdzie, co i jak już nie potrafią skonkretyzować. Taka sytuacja jest bardzo irytujaca, bo i oni, i ja wiedzieliśmy od samego poczatku że ja nie mam żadnego wcześniejszego doświadczenia w tym realizacji profesjonalnego filmiku dla TV, a stawiają przede mną wymagania jak przed profesjonaliską.

Po sfilmowaniu i zedytowaniu, po tym jak już naprawdę nie mogłam wytrzymać z ichnimi komentarzami, wprosiłam się do ciupciego zebrania kilku profesjonalnych reżyserów, kamerzystów i producentów filmowych.


Zebranie to było bardzo 'peculiar'. Wchodziło się przez drzwi na parterze do przedsionka, w którym była kuchenka i kilka rowerów; później przechodziło się do małego pokoju, który służył jako biuro. Ale dziwne to było biuro - kilka wielkich monitorów, kilka kamer i kilka 'tripods' ... i materac na podłodze. Krzeseł było dwa razy mniej niż ludz, ale atmosfera była bardzo przytulna. Niewątpliwie wiele ludzi nie uwierzyłoby, że reżyserowie i kamerzyści Discovery Channel i wielu dużych reklam mieszkają w takich warunkach.

Pokazałam im e-mailową konwersację między mną a Balonami, pokazałam scenariusz i poprosiłam o radę.

Z ich poparcia i rad nauczyłam się wiele. Trochę mi trudno wam wytłumaczyć czego dokładnie się nauczyłam, bo dopiero zaczęłam uczyć się polskiego języka mediowego... ale między innymi dowiedziałam się jak poprawnie traktować klientów i jak się z nimi porozumiewać. Bardzo doświadczeni w tym przemyśle, opowiadali o przeróżnych problemach które jeszcze mogły się pojawić. 'All in all' to była niesamowita lekcja.


Rzuciłam project. Szybko to się stało.

Balony przyznali się, że chcą mieć cały filmik od nowa filmowany i edytowany. Chcieli też profesjonalnej narratorki i aktorów głosowych. Z budżetem, który miałam obiecany nie ważyłam się lecieć do studia, wylać połowę tych pieniążków na wynajęcie studia nagraniowego i aktorów, wrócić z produktem, a oni z pewnością znowu chcieliby zmienić coś w filmiku, który – nie, nie, nie i nie.


Morał tej opowieści jest – dwoje niedoświadczonych ludzi pracujących razem to pół biedy; ale jeśli jeden pracuje dla drugiego... to krwawa fatalna katastrofa.


Za kulisami - słit focia z nową lampą :-) :



2 komentarze:

  1. nie poważni szczerze mówiąc... szkoda było twojej pracy i zaangażowania. Mimo to masz doświadczenie na przyszłość :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślałam, że to ja jestem przewrażliwiona, a ty jako autochtonka zupełnie nie będziesz potrafiła zrozumieć wścieku jaki mnie ogarnia za każdym razem, kiedy poważny tajwański człowiek zwany moim pracodawcą /kontrahentem 1) nie potrafi powiedzieć o co chodzi i mam mu czytać w myslach 2) wyraża swą dezaprobatę dla braku powyższego biegłego czytania w myslach 3) zmienia dynamicznie uzgodnione warunki, o czym "zapomina" mnie poinformować, albo w wersji optymistycznej informuje - np pół godziny przed finałem. Ileż ja nieparlamanetarnych słów posłałam w atomosferę w ciągu ostatniego miesiąca/tygodnia/kwartału/półrocza/roku...

    No, ale za to klimat macie fajny. I mango. I zabawki w 7-eleven :D

    Powodzenia

    OdpowiedzUsuń